Quo vadis? (polska motoryzacjo)
Autorem artykułu jest Radosław Małecki
Wielu zastanawia się, czy motoryzację w Polsce czeka jakakolwiek przyszłość. Również i ja postanowiłem podjąć ten temat. Zastanawiam się tu tylko nad dwoma sprawami z tego szerokiego zagadnienia.
Jaka dalej będzie polska motoryzacja? Czy w ogóle jakaś będzie? Jakaś – na pewno, bo przecież robimy Fiata i Forda Ka. Mamy też Opla, silniki Toyoty. Robimy też świetne autobusy Solaris. Moje rozważania dotyczą innych kwestii. Pierwsza to produkcja motocykli, drugą zaś są zakłady FSO.
Jeżeli chodzi o motory, to warto pamiętać, że w połowie XX wieku byliśmy ich największym producentem na świecie. No właśnie, byliśmy... Skończyło się to, jeden z zakładów przerobiono na fabrykę cystern kolejowych, a w innych nie było pieniędzy na rozwój i wdrażanie nowych produktów. Jak zwykle chodziło o kasę, która w biznesie potrzebna jest jak roślinom woda – to oczywiste. Za brakiem finansowania dla nowych projektów poszło to, że nasze produkty stały się przestarzałe i zostały wyparte najpierw przez produkcję czeską i niemiecką (Jawa, Cezet, MZ), a później przez Japończyków.
Ostatnio jednak coś się zmienia. Pod marką (i logiem – super!) Junak, znowu powstają motocykle. Jest i choper i motor nieco bardziej sportowy. Zachęcam do obejrzenia tych jednośladów na stronie producenta. Są naprawdę ładne, choć niezbyt mocne. Ale OK., poczekajmy. Jeżeli te będą się sprzedawać, to może pojawi się coś większego. Jeśli chodzi o sprzedaż, to mam nadzieję, że będzie, bo motorki są niczego sobie, no i ta cena...
Pamiętać należy, że jednoślady w dobrych cenach sprzedaje też od kilku lat Romet. Nie wiem jakie mają wyniki finansowe, ale oferta jest dosyć bogata, a ich produkty widzę na ulicach, więc chyba jakoś idzie. Zwracam uwagę czytelników na skuter w stylu retro tejże firmy. To naprawdę ładny pojazd. No, może Vespą to on na razie nie jest, ale za to cenę ma kilkukrotnie niższą. Tak więc w temacie jednośladów coś się dzieje. I bardzo dobrze!
Co zatem z FSO? Obejrzałem ostatnio dwa programy o tej fabryce. Występujący w nich ludzie twierdzą, że jest to jedyna fabryka na świecie, która jest wolna, dobrze wyposażona i gotowa do przyjęcia produkcji każdego samochodu osobowego, którego długość nie przekracza 4,8 metra. Jest to ograniczenie wynikające z wielkości (podobno bardzo nowoczesnej) lakierni. Wierzę im, bo nie mam żadnego powodu, by nie wierzyć. Toczą się aktualnie rozmowy z potencjalnymi partnerami strategicznymi, ale... No właśnie – widzę tu pewne „ale”. Otóż uważam, że jest jeden problem, a jest nim polskie prawo pracy. Postawcie się drodzy czytelnicy w roli inwestora. Jaki jest sens wejść teraz do tego zakładu i borykać się z istniejącymi związkami zawodowymi, nie mieć możliwości zwolnień itp. Czyż nie lepiej poczekać na zamknięcie fabryki? Ja bym tak właśnie zrobił. Nie jest wszak tajemnicą, że koncerny bardziej wolą zatrudniać, niż zwalniać.
Tak więc uważam, że do FSO inwestor w końcu wejdzie. Będzie to zapewne ktoś ze wschodu, bo im chyba najbardziej zależy na produkcji w Europie. Nie martwiłbym się tym, bo dalekowschodni producenci rozwijają się szybko, więc i nowoczesne technologie niebawem pojawią się i na Żeraniu. Nie stanie się to jednak według mnie ani za miesiąc, ani za pół roku. Jeśli nasi rządzący chcieliby ten proces przyspieszyć, to muszą szybko wszystkich zwolnić, wówczas FSO stanie się dużo bardziej atrakcyjne. A co z ludźmi? Większość z nich zostanie zapewne zatrudniona ponownie – to w końcu fachowcy. To może być duży tzw. „koszt społeczny”, ale bez niego obecna sytuacja będzie się tylko przedłużać. Warto to brać pod uwagę, jeśli chcemy, by na żerańskich parkingach znowu stały lśniące, gotowe do sprzedaży auta.
No dobrze, ale jest jeszcze druga (albo i trzecia) strona medalu. Produkcja, zatrudnienie, wykorzystanie mocy – to rzeczy bardzo ważne, ale czy najważniejsze? Wydaje mi się, że jest coś jeszcze bardziej istotnego. Chodzi mi mianowicie o wykorzystanie w przemyśle motoryzacyjnym naszego potencjału intelektualnego, czyli branie udziału w projektowaniu i rozwoju produktów. Czy taki potencja w ogóle mamy? Jestem przekonany, że tak. Przecież nasi projektanci pracują w Jaguarze, czy BMW. Choć większość chciałaby zapewne widzieć jako partnera Forda, Renault, czy volkswagena, to sądzę, że to w przypadku np. chińskich firm byłaby szansa na stworzenie jakiegoś centrum projektowego. Spójrzmy na Volvo. Chińscy właściciele pozostawili projektowanie w Europie.
Myślę, że to właśnie promowanie jakiejś formy udziału intelektualnego w „polskiej” motoryzacji powinno być priorytetowe. Ale, czy oprócz mnie ktoś jeszcze tak myśli?
---zapraszam na: http://www.motozagadka.blogspot.com/ oraz na:http://www.radekmalecki.blogspot.com/
Radosław Małecki
Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl